Ĺťuk raz jeszcze
Sep 10, 09:15 AM
WracajÄ c do sprawy – szukam starego Ĺťuka A03 – pickup, taki jak na rysunku:
caĹego pojazdu w dowolnym, nawet agonalnym i przerdzewiaĹym stanie, z papierami lub bez, wszelkich namiarĂłw na takowego Ĺźuka – np sÄ siad, znajomy, widziany u kogoĹ za pĹotem, zezĹomowany – sĹowem wszystkiego.
Interesuje mnie teĹź dokumentacja, czÄĹci blacharskie itp.
BÄdÄ bardzo wdziÄczy za wszelkie tropy i gwarantujÄ, Ĺźe odwdziÄczÄ siÄ
WÄ tek na automobiliĹcie: Tutaj
Skomentuj [1]
Ĺťuk
Aug 1, 03:02 PM
Z Ĺťukiem jest ciekawa sprawa. OkazaĹo siÄ, Ĺźe poczciwina, ktĂłrego miaĹem za A09 (http://skirzynski.com/photos/22/zuk) to A03 z 1959 roku o numerze ramy 1292!
Czyli smutek – rarytasik chyba jeszcze z pierwszej serii. Do wyjaĹnienia jest sprawa drzwi – sÄ
‘normalne’ a chyba oryginalnie byĹy kuroĹapy, tylko ktoĹ przerobiĹ.
Zostaje pod wiatÄ
, szukam czÄĹci zobaczymy co dalej.
Subaru - sprzedane
Jul 23, 08:58 PM
Z Ĺźalem sprzedane, ale za to w bardzo dobre rÄce. Panie Ĺukaszu – gratulujÄ :)
MoĹźe czasem jeszcze zobaczÄ je gdzieĹ w mieĹcie…
nocna zmiana
Jun 4, 09:42 AM
CytujÄ za Geraltem :
Ostatnie wystÄ
pienie dymisjonowanego wĂłwczas Premiera Jana Olszewskiego pt:“Czyja Polska?” 4 czerwca 1992 r.
Gdybym przemawiaĹ dzisiaj rano, to przemĂłwienie byĹoby inne. ByĹoby pewnie dĹuĹźsze, do innych odwoĹaĹoby siÄ argumentĂłw, pewnie bym mĂłwiĹ o tym, jaki byĹ start tego rzÄ du, jakie napotykaliĹmy trudnoĹci, aby choÄby oceniÄ zastany stan rzeczy; ile trudnoĹci kosztowaĹo zdyscyplinowanie finansĂłw publicznych na elementarnym choÄby poziomie. Ile wĹoĹźyliĹmy wysiĹku w przywrĂłcenie normalnych funkcji podstawowym gaĹÄziom tego aparatu. Jaka byĹa linia polityczna rzÄ du i co robiliĹmy, aby przygotowaÄ caĹoĹciowÄ reformÄ – reformÄ administracji ogĂłlnej i gospodarczej. Jakie zostaĹy przygotowane akty i dlaczego one nie zostaĹy wniesione przed budĹźetem.
MĂłwiĹbym pewno o tym, Ĺźe ten rzÄ d, o ktĂłrym tu tyle mĂłwiono, Ĺźe Ĺźadnego programu nie ma, jeden tylko potrafiĹ sformuĹowaÄ wieloletnie zaĹoĹźenia polityki spoĹeczno-gospodarczej, przez ten Sejm nie przyjÄte, ale i jedyne, jakie zostaĹy sformuĹowane i jakie sÄ realizowane, i na ktĂłrych oparty jest budĹźet, ktĂłry wy paĹstwo jutro przyjmiecie, bo Ĺźadnego innego budĹźetu, opartego o inne zaĹoĹźenia, pod groĹşbÄ katastrofy tego paĹstwa i gospodarki nie moĹźna skonstruowaÄ. I chociaĹź tego rzÄ du nie bÄdzie, to bÄdzie jego budĹźet. I przez wiele miesiÄcy bÄdziecie musieli testament tego rzÄ du wykonywaÄ, bo nie ma innej moĹźliwoĹci. I przekonacie siÄ o tym.
Ale to wszystko powiedziaĹbym dzisiaj rano. Teraz mĂłwiÄ o tym nie warto, bo nie o to teraz tu chodzi. Bo nie dlatego debatuje siÄ nad tym, aby odwoĹaÄ rzÄ d natychmiast, zaraz, zanim jeszcze rozpocznie siÄ nastÄpny dzieĹ, Ĺźeby juĹź go nie byĹo – nie dlatego, Ĺźe byĹ zĹy, bo nie dawaĹ sobie rady z gospodarkÄ , nie dlatego, Ĺźe miaĹ zĹÄ liniÄ politycznÄ , nie dlatego, Ĺźe nie miaĹ polityki informacyjnej – o czym bardzo duĹźo mĂłwiono, w czym moĹźe i ĹşdĹşbĹo prawdy jest. I nie dla stu innych powodĂłw, ktĂłre tutaj moĹźna by byĹo i pewnie byĹyby przytaczane, gdyby dyskusja toczyĹa siÄ w normalnym trybie i w normalny sposĂłb. Tylko dla zupeĹnie innej przyczyny, przyczyny leĹźÄ cej w istocie poza rzÄ dem.
Kiedy obejmowaĹem mojÄ funkcjÄ i wczeĹniej, po wielokroÄ wczeĹniej, wiele miesiÄcy, moĹźe lat, wiedziaĹem, Ĺźe przyjdzie nam budowaÄ nowy system wĹadzy demokratycznej w Polsce, nowy ustrĂłj, nowÄ III naszÄ PolskÄ RzeczpospolitÄ . W sytuacji, kiedy bÄdziemy obciÄ Ĺźeni potwornym spadkiem pozostawionym przez tÄ dziedzinÄ, ten sektor komunistycznego reĹźimu, ktĂłry byĹ jego istotÄ . A jego istotÄ byĹ aparat przemocy, byĹ aparat policyjnej przemocy, byĹ aparat policji politycznej. Jak ten aparat pracowaĹ, jakie byĹy jego zasady dziaĹania – maĹo kto wie na tej sali tak dobrze, jak ja. Latami mogĹem na to patrzeÄ, wystÄpujÄ c w obronie ludzi przez ten aparat Ĺciganych. Wielu z nich jest tu dziĹ na tej sali.
WiedziaĹem, jak tragiczne bywajÄ przypadki, losy, fakty. Nikt nie wie tego lepiej ode mnie. Ale teĹź nikt lepiej ode mnie nie wie, jak straszliwy jest ten spadek, jak rozlegĹy, jak wielki, jak straszne moĹźe pociÄ gaÄ skutki dla losĂłw jednostek w niego wplÄ tanych, wtedy, kiedy te jednostki biorÄ udziaĹ w kierowaniu Ĺźyciem politycznym. W warunkach, w ktĂłrych my dziaĹamy – jak tragiczne moĹźe mieÄ to skutki dla interesu juĹź nie publicznego, dla interesu narodowego.
MĂłwiĹem to po wielokroÄ. Wtedy, kiedy mĂłwiĹem w roku dziewiÄÄdziesiÄ tym, dziewiÄÄdziesiÄ tym pierwszym, w ruchu obywatelskim, kandydujÄ c do Sejmu. Kiedy mĂłwiĹem o dekomunizacji, kiedy polemizowaĹem z teoriÄ “grubej kreski” miaĹem zawsze w pamiÄci ten problem. I kiedy objÄ Ĺem funkcjÄ premiera wiedziaĹem, Ĺźe mĂłj rzÄ d musi siÄ z nim zmierzyÄ. PrzyjÄ Ĺem pewne zaĹoĹźenia, wiedzÄ c, jak bardzo jest to problem waĹźny, jak zarazem trudny, jak ogromnie tragiczny dla wielu ludzi. WiÄc szukaĹem, staraĹem siÄ szukaÄ najlepszego z tego wyjĹcia. W takich sprawach, w moim przekonaniu, spieszyÄ siÄ nie naleĹźy. Ale byĹem w bĹÄdzie. SÄ sytuacje, kiedy trzeba siÄ spieszyÄ.
WydaĹem instrukcje, polecenia kierownictwu resortu spraw wewnÄtrznych, aby przygotowaĹo akt, ktĂłry bÄdzie pozwalaĹ bez zakreĹlenia pewnego czasu, bezboleĹnie, moĹźliwie jak najbardziej humanitarnie – wycofaÄ siÄ z Ĺźycia publicznego ludziom obciÄ Ĺźonym tym tragicznym spadkiem przeszĹoĹci, bez wystawiania kogokolwiek pod prÄgierz opinii publicznej, z zachowaniem wszystkich zasad humanitaryzmu. I z zachowaniem jednoczeĹnie i w tych przypadkach, gdzie sama osobista wĹasna wola, czy wĹasna decyzja zainteresowanych by nie nastÄ piĹa lub byĹa niewystarczajÄ ca, stworzenia rzeczywistego, gwarantujÄ cego obiektywne rozpoznanie sprawy organu i procedur, ktĂłre by takie ostateczne rozliczenie zamykajÄ ce tamten trudny czas i otwierajÄ ce moĹźliwoĹci normalnego dziaĹania w Ĺźyciu publicznym III Rzeczypospolitej zakoĹczyĹy.
Nie doszĹo do tego, chociaĹź prace nad tym byĹy – jak mnie informowano – zaawansowane. I ja sam muszÄ siÄ przyznaÄ tu przed WysokÄ IzbÄ , Ĺźe w natĹoku zajÄÄ, ktĂłrych premierowi tego rzÄ du, Ĺźadnego zresztÄ rzÄ du w Polsce, na pewno nie brakuje i nie bÄdzie brakowaĹo, uwaĹźaĹem, Ĺźe nie warto traciÄ czasu na czytanie akt zgromadzonych przez dawne sĹuĹźby bezpieczeĹstwa. I po niczyje akta ani wĹasne, ani moich ministrĂłw nie siÄgaĹem. JeĹźeli byĹaby sprawa, wychodziĹem z takiego zaĹoĹźenia, ktĂłra wymagaĹaby ostatecznego rozliczenia i zakoĹczenia, odkĹadaĹem to do momentu stworzenia takiego wĹaĹnie racjonalnego mechanizmu.
To tu, na tej sali padĹ wniosek, zobowiÄ zujÄ cy do zobowiÄ zania resortu spraw wewnÄtrznych przedstawienia – jak ujmowaĹ ten wniosek – listy agentĂłw. To tutaj, na tej sali zostaĹ on uchwalony. I jego wykonanie, wolÄ tego Sejmu, obciÄ ĹźyĹo ministra spraw wewnÄtrznych. MĂłgĹbym pozostaÄ poza tym. Mnie tam nie fatygowano. UwaĹźaĹem jednak, Ĺźe w tej trudnej, prawie beznadziejnej sytuacji, nie mogÄ uchyliÄ siÄ od wspĂłĹodpowiedzialnoĹci. ProsiĹem min. Macierewicza o to, aby zostaĹo dokonane nie zestawienie agentĂłw – bo takiego zrobiÄ nikt w resorcie spraw wewnÄtrznych nie jest wĹadny – tylko zestawienie informacji. Takich, jakie w archiwach moĹźna znaleĹşÄ.
Wszystko jest zawsze wybiĂłrcze i wszystko moĹźe byÄ pomĂłwieniem. Ja o tym doskonale wiem. Dlatego, dlatego podkreĹlam: po pierwsze – uwaĹźaĹem, Ĺźe do momentu, dopĂłki sam Sejm nie zdecyduje, co z tym zrobiÄ, nie moĹźna uchyliÄ tajemnicy tych faktĂłw. A po drugie – teraz ja rozumiem ten wesoĹy Ĺmiech, bo sÄ przecieĹź ludzie, dla ktĂłrych fakt, Ĺźe coĹ jest tajemnicÄ , jest w ogĂłle niezrozumiaĹy. Ale ja zakĹadam – zakĹadaĹem, miaĹem prawo zakĹadaÄ, Ĺźe w tej Izbie, ktĂłra gromadzi najwyĹźsze przedstawicielstwo narodowe, takich ludzi nie ma.
I ponadto, staraĹem siÄ o stworzenie pewnych procedur kontrolnych, w imiÄ czego zwrĂłciĹem siÄ do pierwszego prezesa SÄ du NajwyĹźszego prof. Adama Strzembosza o podjÄcie siÄ funkcji osoby powoĹujÄ cej, tak siÄ mogĹo wydawaÄ, najbliĹźszy tym sprawom organ, ktĂłry mĂłgĹby dokonaÄ choÄby wstÄpnej pewnego rodzaju weryfikacji. Nic wiÄcej bez woli Sejmu, we wĹasnym zakresie rzÄ d ani premier zrobiÄ nie mogli. Tylko tyle.
Dzisiaj, tutaj, na tej sali, dotarĹ do mnie dokument, ktĂłry zostaĹ dorÄczony klubom poselskim i udostÄpniony posĹom i senatorom. DotarĹ do mnie rĂłwnoczeĹnie, a raczej o godzinÄ później niĹź do was. Z przyczyn, jak zwykle u nas pewnych niedowĹadĂłw technicznych. PrzeczytaĹem go po zakoĹczeniu rannej sesji. Tak, to jest lektura poraĹźajÄ ca. Teraz wiem, dlaczego temu wszystkiemu, co siÄ tutaj dzieje nie mam prawa siÄ dziwiÄ – poniewaĹź ta lektura byĹa poraĹźajÄ ca, jak sÄ dzÄ, nie tylko dla mnie. MyĹlÄ, Ĺźe czas, ktĂłry nadchodzi, da odpowiedĹş na wiele pytaĹ. RzekĹbym, Ĺźe w tym, co przeczytaĹem, jest ogromny Ĺadunek ludzkich nieszczÄĹÄ. Wiem takĹźe, Ĺźe jest w tym ogromny Ĺadunek niebezpieczeĹstwa dla Polski. Trzeba te dwie sprawy, dwie wartoĹci bilansowaÄ, w bardzo trudnym wywaĹźeniu stawiaÄ.
SÄ dzÄ, Ĺźe nie warto tutaj mĂłwiÄ o tym, w jakich warunkach ten rzÄ d dziaĹaĹ. SÄ dzÄ, Ĺźe nie warto tutaj mĂłwiÄ o tym, ile jego premier i ministrowie spokojnie znosili potwarzy, pomĂłwieĹ, pogardliwych aluzji – nie ze zwykĹej tam prasy brukowej w rodzaju tygodnika “Nie”, tylko z takich pozycji i od takich osĂłb, od ktĂłrych naprawdÄ byĹo to ciÄĹźko znieĹÄ, a trudno byĹo takie wypowiedzi zlekcewaĹźyÄ.
Ale sĹuĹźba publiczna to nie jest przyjemnoĹÄ. JeĹźeli ktoĹ siÄ jej podejmuje, musi byÄ na wiele gotowy. I nie moĹźe to mnie wyprowadziÄ z rĂłwnowagi. JeĹźeli dzisiaj mĂłwiÄ, Ĺźe nie skĹadam w tym momencie rezygnacji – mimo Ĺźe mam tych doĹwiadczeĹ w ciÄ gu ostatnich miesiÄcy, a zwĹaszcza tygodni serdecznie dosyÄ – to oĹwiadczam, Ĺźe nie skĹadam rezygnacji. I z peĹnÄ ĹwiadomoĹciÄ stawiam przed wami posĹowie to zadanie, abyĹcie wedĹug wĹasnego sumienia gĹosowali za lub przeciw odwoĹaniu tego rzÄ du. CzyniÄ tak w przekonaniu, Ĺźe od dzisiaj stawkÄ w tej grze jest coĹ innego niĹź tylko kwestia, jaki rzÄ d bÄdzie w Polsce wykonywaĹ ten budĹźet do koĹca roku.
Ĺťe w grze jest coĹ wiÄcej, Ĺźe w grze jest pewien obraz Polski, jaka ona ma byÄ. MoĹźe inaczej – czyja ona ma byÄ. Jest Polska, byĹa Polska przez czterdzieĹci parÄ lat – bo to jednak byĹa Polska – wĹasnoĹciÄ pewnej grupy. WĹasnoĹciÄ z dzierĹźawy, moĹźe nawet raczej przez kogoĹ nadanej. Po tym myĹmy w imiÄ racji, wĹasnych racji politycznych, zgodzili siÄ na pewien stan przejĹciowy. Na kompromis, na to, Ĺźe ta Polska jeszcze przez jakiĹ czas bÄdzie i nasza i nie caĹkiem nasza.
I zdawaĹo siÄ, Ĺźe ten czas siÄ skoĹczyĹ. SkoĹczyĹ siÄ wtedy, powinien siÄ skoĹczyÄ, kiedy uzyskaliĹmy wĹadzÄ pochodzÄ cÄ z demokratycznego, prawdziwie demokratycznego, wyboru. A dzisiaj widzÄ, Ĺźe nie wszystko siÄ skoĹczyĹo, Ĺźe jednak wiele jeszcze trwa i Ĺźe to – czyja bÄdzie Polska – to siÄ dopiero musi rozstrzygnÄ Ä. To siÄ bÄdzie rozstrzygaĹo takĹźe w jakiejĹ mierze, w jakiejĹ czÄ stce dziĹ – tutaj, na tej sali.
Ja chciaĹbym stÄ d wyjĹÄ tylko z jednym osiÄ gniÄciem. I jak do tej chwili mam przekonanie, Ĺźe z nim wychodzÄ. ChciaĹbym mianowicie, wtedy kiedy ten gmach opuszczÄ, kiedy skoĹczy siÄ dla mnie ten – nie ukrywam – strasznie dolegliwy czas, kiedy po ulicach mojego miasta mogÄ siÄ poruszaÄ tylko samochodem albo w towarzystwie torujÄ cej mi drogÄ i chroniÄ cej mnie od kontaktu z ludĹşmi eskorty, Ĺźe wtedy kiedy siÄ to wreszcie skoĹczy – bÄdÄ mĂłgĹ wyjĹÄ na ulice tego miasta, wyjĹÄ i popatrzeÄ ludziom w oczy.
I tego wam – Panie PosĹanki i Panowie PosĹowie ĹźyczÄ po tym gĹosowaniu.”